Miliard dolarów – tyle od 21 lipca zarobiła ze sprzedaży biletów „Barbie” w reżyserii Grety Gerwig. Jest to największy sukces, jaki zanotował film nakręcony przez kobietę. Na długo zapisze się on w historii marketingu, ponieważ  jest to przełamanie monopolu serwisów streamingowych, które od czasów pandemii zyskiwały na znaczeniu i niejako odbierały zyski kinom.

Dlaczego marketingu? Ponieważ, jak za chwilę przeanalizujemy, swój sukces film zawdzięcza nie rozpoznawalnej marce, a właśnie wyśmienitej (i drogiej!) kampanii reklamowej. Jak doszło do tego, że na całym świecie ludzie chodzą do kina ubrani na różowo?

Krok pierwszy – kulturowy fenomen

Jak już wiemy, kupujemy to, na czym nam zależy. Wiele marek odwołuje się do wartości swoich klientów, takich jak troska o środowisko, wysoka jakość albo inkluzywność. Dzięki temu kupujący może poczuć więź z produktem.

W przypadku „Barbie” znaczenie miała nostalgia za zabawką z dzieciństwa, którą odczuwała część publiki, ale również feminizm – czyli kwestia często podnoszona w obecnych czasach przez Mattel, producenta lalek. Dzięki tym dwóm kwestiom film miał szansę stać się kulturowym fenomenem.

Ciekawą rolę odegrał tutaj „Oppenheimer”, czyli produkcja, która premierę miała w ten sam dzień, co „Barbie”. Ponieważ oba filmy stanowią swoje przeciwieństwo, sytuacja stała się źródłem memów, dodatkowo zwiększając popularność obrazów.

Krok drugi – nie daj o sobie zapomnieć

Mattel w trakcie kampanii nawiązał wiele współprac ze znanymi markami. Wśród nich znalazły się:

  • Burger King i zestaw z różowym sosem do kanapki,
  • Impala i rolki z filmu na sprzedaż,
  • Xbox i różowa konsola Dreamhouse,
  • Zara i specjalna kolekcja ubrań.

W Polsce różowe posty promocyjne mogliśmy zobaczyć na profilach Żabki, Biedronki, InPostu i Good Looda, a w Google po wpisaniu haseł związanych z filmem tło również zmieniało się na różowe.

Taka strategia swoistego „bombardowania” odbiorcy treścią na ulicy, w sklepach i w sieci przyniosła oczekiwany skutek – wszyscy usłyszeli o nowej „Barbie” i nie mogli o niej zapomnieć. Charakterystyczna identyfikacja wizualna, czyli różowy kolor, też pomogła!

Krok trzeci – pora na imprezę

Wszystkie działania prowadziły do momentu kulminacyjnego, czyli oczywiście premiery. To sprawiło, że kampania marketingowa miała swój wyznaczony punkt końcowy oraz sposób pomiaru skuteczności: zyski z box office. Dzięki temu łatwo było sprecyzować projekt oraz utrzymać go w określonych ramach.

Jaki płynie z tego wniosek? Że film nie zdobyłby takiej popularności, gdyby nie intensywny i bardzo dobrze dopracowany marketing. Warto uczyć się na tym przykładzie!